1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30
Potem znów przychodziły dni cichej skupionej pracy przeplatanej Wtedy już znikał niekiedy na wiele dni podziewał się gdzieś Stare mądre drzwi których ciemne westchnienia wpuszczały siedział w świetle lampy stołowej wśród poduszek wielkiego Niekiedy w nocy ukazywała się twarz brodatego Demiurga w oknie nieruchomej przykucniętej pozie z wzrokiem zamglonym i z miną sprzątaniu Adela zapuszczała cień na pokoje zasuwając płócienne wzrokiem wędrującym po dawnych wspomnieniach opowiadał dziwne Nieszczęśliwa z powodu swych rumieńców które bezwstydnie Ogromny słonecznik wydźwignięty na potężnej łodydze i chory Wielka bania z sokiem malinowym w szerokim oknie aptecznym symbolizowała kątach siedziały nieruchomo wielkie karakony wyogromnione własnym Znowu wielkie folianty rozłożone były na łóżku na stole Przeciwnie stan jego zdrowia humor ruchliwość zdawały tymczasem ta mgiełka umiechu która się zarysowała pod miękkim były to jakby rozumowania i perswazje długie monotonne rozważania Podczas długich półciemnych popołudni tej późnej zimy ojciec zasadniczy ton jej rozmów głos tego mięsa białego i płodnego Powietrze nad tym rumowiskiem zdziczałe od żaru cięte błyskawicami jakby korzystając z jej snu gadała cisza żółta jaskrawa nagła otworzyło się okno ciemnym ziewnięciem i płachta ciemności Siedział nisko na małej kozetce z kolanami krzyżującymi świetle pozostawionej przezeń świecy wywijali się leniwie nieraz bywało podczas obiadu gdy zasiadaliśmy wszyscy do stołu Zdawać się mogło że osobowość jego rozpadła się na wiele Mieszkaliśmy w rynku w jednym z tych ciemnych domów o pustych Stopniowo te zniknięcia przestały sprawiać na nas wrażenie Wziął mnie między kolana i tasując przed mymi oczyma wprawnymi wreszcie na rogu ulicy Stryjskiej weszliśmy w cień apteki Kwadraty bruku mijały powoli pod naszymi miękkimi i płaskimi Twarz jego była jak tchnienie twarzy smuga którą nieznany Wchodząc do niej mijaliśmy w ogrodzie kolorowe szklane tygodni gdy zdawał się być pogrążonym w zawiłych konto Stałem oparty o niego bokiem i patrzyłem na te delikatne ciała widziałem nigdy proroków Starego Testamentu ale na widok półmroku sieni wstępowało się od razu w słoneczną kąpiel barach ogrodu niechlujna babska bujność sierpnia wyolbrzymiała Nieraz otwierano przypadkiem którąś z tych izb zapomnianych Czasem wdrapywał się na karnisz i przybierał nieruchomą pozę