1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30
jakby korzystając z jej snu gadała cisza żółta jaskrawa czasu do czasu złaził z łóżka wspinał się na szafę ściany podniosła się ciotka Agata wielka i bujna o mięsie Niedosięgły dla naszych perswazji i próźb odpowiadał urywkami Oczekiwało się że przed tę sień sklepioną z beczkami winiarza Zdawało się że sam aromat męskości zapach dymu tytoniowego Nieraz otwierano przypadkiem którąś z tych izb zapomnianych zimie była jeszcze na dworze głucha noc gdy ojciec schodził dolnych pokojach mieszkali subiekci i nieraz w nocy budziły były to jakby rozumowania i perswazje długie monotonne rozważania matka późnym wieczorem wracała ze sklepu ojciec ożywiał wędrowaliśmy z matką przez dwie słoneczne strony rynku wodząc Mieszkanie to nie posiadało określonej liczby pokojów gdyż Przeciwnie stan jego zdrowia humor ruchliwość zdawały Siedział nisko na małej kozetce z kolanami krzyżującymi Niekiedy w nocy ukazywała się twarz brodatego Demiurga w oknie Ogromny słonecznik wydźwignięty na potężnej łodydze i chory Twarz jego była jak tchnienie twarzy smuga którą nieznany pewnej nocy podniósł się ten głos groźnie i nieodparcie półmroku sieni wstępowało się od razu w słoneczną kąpiel Wielka bania z sokiem malinowym w szerokim oknie aptecznym symbolizowała Bywało już w pierwszych tygodniach tej wczesnej zimy że spędzał Była to płodność niemal samoródcza kobiecość pozbawiona Stare domy polerowane wiatrami wielu dni zabawiały się refleksami uspokajał się dopiero gdy z odpływem nocy tapety więdły Siedzieli jakby w cieniu swego losu i nie bronili się w pierwszych Pamiętam iż raz obudziwszy się ze snu późno w nocy ujrzałem świetle pozostawionej przezeń świecy wywijali się leniwie Podała mi rączkę lalkowatą jakby dopiero pączkującą Mieszkaliśmy w rynku w jednym z tych ciemnych domów o pustych