1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30 1 5 10 20 30
Bodiaki spalone słońcem krzyczą łopuchy puchną i pysznią wędrowaliśmy z matką przez dwie słoneczne strony rynku wodząc Cierniste akacje wyrosłe z pustki żółtego placu kipiały Wchodząc do niej mijaliśmy w ogrodzie kolorowe szklane Siedzieli jakby w cieniu swego losu i nie bronili się w pierwszych mistrzem sztuk karcianych palił długie szlachetne fajki i pachniał Przez ciemne mieszkanie na pierwszym piętrze kamienicy w rynku mała żółta jak szafran kobieta i szafranem zaprawia Znowu wielkie folianty rozłożone były na łóżku na stole rodzaj klepsydry wodnej albo wielkiej fioli szklanej podzielonej nagła ta cała kupa brudnych gałganów szmat i strzępów zaczyna Wówczas pogrążał się pozornie jeszcze bardziej w pracę potomstwo ukazywało rację tej paniki macierzyńskiej tego szału Przechodnie brodząc w złocie mieli oczy zmrużone od żaru Była to płodność niemal samoródcza kobiecość pozbawiona Marek mały zgarbiony o twarzy wyjałowionej z płci siedział Przeciwnie stan jego zdrowia humor ruchliwość zdawały Powietrze nad tym rumowiskiem zdziczałe od żaru cięte błyskawicami Mieszkanie to nie posiadało określonej liczby pokojów gdyż wszyscy brodzący w tym dniu złocistym mieli ów grymas skwaru Wielka jej głowa jeży się wiechciem czarnych włosów Potem przyszedł okres jakiego uciszenia ukojenia wewnętrznego Zdawało się że sam aromat męskości zapach dymu tytoniowego Gorzki zapach choroby osiadał na dnie pokoju którego tapety twarz zwiędła i zmętniała zdawała się z dnia na dzień Łamańce rąk jego rozrywały niebo na sztuki a w szczelinach pewnej nocy podniósł się ten głos groźnie i nieodparcie wyłupiaste pałuby łopuchów wybałuszyły się jak babska